piątek, 7 czerwca 2013

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 6.

-Jak to? - od razu wracają twoje wspomnienia dotyczące tego, jak sama byłaś w ciąży.
-Jestem kretynem, skończonym idiotą. Nienawidzę siebie za to co zrobiłem.
-Ja pierdole. I co teraz?
-Jak to co? Albo będę okłamywał ją do końca życia albo powiem jej prawdę i wyrzuci mnie na zbity pysk.
-A może to nie twoje dziecko. Pomyśl. Który miesiąc ciąży?
-Czwarty. Ona wtedy wyjechała. Ja poszedłem do klubu z kolegami. Opijaliśmy wygrany mecz i potem nic nie pamiętam. Pustka. Obudziłem się w mieszkaniu Wioletty.
- Słuchaj nie wiem co możesz zrobić. Jeśli to naprawdę twoje dziecko to nie dasz rady tego przed nią ukryć.
-Ale Dragan mnie zabije. Przecież ja mu obiecałem, że nie skrzywdzę jego siostry. I co teraz?
-Nie wiem. Nie umiem ci pomóc. Ja na jej miejscu nie chciałabym być okłamywana.
-Dobra, idę. Nie mów nic Draganowi. Cześć.
-Czekaj. - krzyczysz, ale Savani się nie odwraca. -No kretyn. Skończony idiota. - wyzywasz go w myślach.
Patrzysz na zegarek 16:16. Odpalasz laptopa i próbujesz szukać nowej pracy. Niestety oszczędności na twoim koncie maleją w szybkim tempie, a przecież nie będziesz siedziała na karku Dragana. Po prawie czterech godzinach szukania znalazłaś pracę jako kelnerka. Jako iż jesteś na studiach, to nie jest zły pomysł. Zapisujesz numer i postanawiasz, że następnego dnia od razu tam zadzwonisz. Z ciekawości wchodzisz na stronkę o siatkówce. W końcu bycie z siatkarzem zobowiązuje żeby wiedzieć o tym sporcie coś jeszcze. Natrafiasz na artykuł o meczu towarzyskim reprezentacji Polski z reprezentacją Włoszech. To może być to! Bez wahania kupujesz bilet dla siebie i koleżanki z uczelni, która ma świra na punkcie siatkówki. Ze świetnym humorem wysyłasz jej smsa oznajmiając, że idziecie na mecz. Pozytywna odpowiedź przychodzi po niespełna pięciu minutach. Mecz ma odbyć się za tydzień. Zadowolona przebierasz się w luźniejsze ciuchy i wychodzisz na spacer. Zakątki Maceraty nocą są jeszcze piękniejsze. Miasto właśnie teraz tak naprawdę budzi się do życia. Z ciekawości skręcasz w uliczkę, gdzie znajduje się luksusowy hotel. Nieopodal widać biało-czerwony autokar. Jesteś przyzwyczajona do widoku dwumetrowych facetów. Przy nich zawsze czujesz się jak kurdupel. Po drugiej stronie ulicy zauważasz kobietę z dziecęcym wózkiem. Momentalnie twoja ręka wędruje na podrzusze, a w oczach widać łzy. Jesteś bliska wybuchu płaczem. Uciekasz stamtą jak najszybciej. Jak najdalej. Po przebiegnięciu kilkuset metrów nie masz już siły. Czujesz, że jesteś przez kogoś śledzona. Może masz tylko jakieś zwidy. Jak tylko wracasz do domu, dzownisz do Dragana i prosisz go, aby jak najszybciej do Ciebie przyszedł. Twój chłopak zjawia się u ciebie po niespełna piętnastu minutach. Ze łzami w oczach rzucasz mu się w objęcia. Czujesz, że musisz powiedzieć mu prawdę o sobie. Zaciągasz go do salonu. Siadacie na kanapie, a Dragan nie wypuszcza cię ze swoich ramion. Podnosisz głowę i wpatrujesz się w jego brązowe tęczówki.
-Dragan, ja.. Bo ja..
-Spokojnie. Powoli. Powiedz co się stało.
-Ja byłam w.. byłam w ciąży. I jak teraz byłam na spacerze i widziałam matkę z dziećmi, to ja tęsknię za tym maleństwem. Rozumiesz?
-Ale kiedy ty byłaś w ciąży? Jak to byłaś?! O co chodzi?
-Byłam, zanim zaczęliśmy się spotykać. Poroniłam miesiąc temu. Ja nie potrafię. Codziennie te uczucie powraca. Uczucie, że noszę w sobie nowe życie.
Travica nie wypuszcza cię ze swoich ramion ani na chwilę. Cieszysz się, że mu powiedziałaś. Że to z siebie wyrzuciłaś. Cieszysz się, że masz przy sobie kogoś takiego. Kogoś takiego jak Dragan.
                                      ***
CHCIAŁAM WAS PRZEPROSIĆ ZA SWOJĄ DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ.
Ten rozdział mogę opisać jako spaślony ziemnak albo nawet i dwa. Według mnie to jedna wielka porażka.
Jeśli tu jesteś, skomentuj. To pomaga pisać. Uwierz. :)
ask.fm/izola2 - jakieś pytania? :)

Zapraszam na te dwa blogi :
*http://niepojete-szczescie.blogspot.com/
*http://tylkosiatkowka.blogspot.com/

I jeszcze raz przepraszam. :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 5.

Czy kiedykolwiek czułaś zdziwienie, takie jak wtedy? Nie przypominasz sobie. Zza wielkiego bukietu białych i bladoróżowych róż wyłania się uśmiechnięta twarz Dragana.Nie spodziewałaś się tego po nim. Nie spodziewałaś się tego po nikim. I jak tu się na takiego gniewać. Nie potrafisz. Nikt by nie potrafił. Stoicie przez chwilę w milczeniu, aż wkońcu gestem ręki pokazujesz, aby wszedł do środka.
-Przepraszam - szepce ze smutnym spojrzeniem w twoje tęczówki.
-Nie myślałam, że możesz mnie przepraszać. Szczerze pomyliłam się i to z pozytywnym skutkiem.
W głębi duszy cieszysz się, że tak to się potoczyło.
-Zaczynamy od nowa? Wiem, że nie jesteśmy parą, ale..
-Zaczynamy. - wchodzisz mu w słowo i po chwili wpijasz się w jego usta.
-Czyli, że jest jeszcze szansa, że możemy być razem?
Na te pytanie odpowiadasz mu jedynie słodkim uśmiechem.

Następnego dnia wracając ze sklepu widzisz uśmiechniętą, śliczną parę. Pasują do siebie. Wiesz, że z Draganem może będzie ci dane taką stworzyć. Po prawej babcia i wnuczek. Za tobą ojciec z córką, którą nosi "na barana". Uśmiechasz się serdecznie. Mężczyzna odwzajemnia uśmiech. Idziesz dalej. Wszystko wydaje ci się inne. Monotonne? Napewno nie. Wszystko rodzi się na nowo. I wszystko wydaje ci się lepsze. Ciepłe promienie słoneczne oświetlają twoją twarz. Zaczynasz kręcić się wokół własnej sieci. Czujesz jak ktoś łapie cię w talii i podnosi do góry. Od razu poznajesz, że to on. Wpija się w twoje usta i kręcicie się razem. Po skończonej czynności wybuchacie głośnym śmiechem. Jesteś szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Dragan jak na prawdziwego mężczyznę przejmuje od ciebie zakupy i łapiąc cię za rękę podążacie w kierunku twojego domu. Po dotarciu do celu odkładacie torby i zmierzacie w kierunku sypialni. Po kilkunastu namiętnych pocałunkach włącza ci się czerwona lampka.
-Dragan, nie proszę, nie dziś  - mówisz mu do ucha. Widzisz, że jest smutny? Rozczarowany? Czy może zły?
A on nic po prostu rozchyla ramiona i pozwala abyś leżała na jego klatce piersiowej. Twoja głowa wspólpracuje z nim i porusza się to w górę to w dół. Słyszysz jego bicie serca. Serca, które bije może właśnie dla ciebie. Napawasz się zapachem jego perfum. Jego ciepłym dotykiem. Oddechem. Chcesz, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety pewien osobnik płci męskiej, który dobija się do twoich drzwi uniemożliwia to wam.
- O widzę, że gołąbeczki już razem. To życzę wam szczęścia, wytrwałości no i oczywiście płodności, bo jakby nie było to chcę zostać wujkiem a co. - na te słowo rzucasz w Cristiana ścierką do naczyń. Po chwili jednak wszyscy wybuchacie głośnym śmiechem.
- Dobra, ja muszę lecieć. Pa, kochanie. - mówi Dragan po czym całuje cię w policzek. - Cześć stary.

-Nina, proszę musimy pogadać.
-Słucham cię Savani.
- Będę ojcem.
-No to fantastycznie.
-Tak zajebiście. Szkoda tylko, że nie z moją ukochaną.
                                 ***
Tak więc jest piąteczka.
Jeśli tu jesteś to zostaw po sobie mały znak w postaci komentarza. To pomaga pisać. :)

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 4.

Budzi cię przyjemny dreszczyk przechodzący przez twoje ciało. Otwierasz oczy i szybko tego żalujesz. Ogromny ból głowy rozsadza cię od środka. Po ponownej próbie otwierasz je. Obok ciebie siedzi uśmiechnięty od ucha do ucha Dragan ze szklanką wody w dłoni i tabletkami od bólu głowy. Wita się z tobą gorącym buziakiem, a ty zdziwiona siedzisz i patrzysz na niego oczyma wielkości pięciozłotówek. Co się wczoraj stało? Nic nie pamiętasz. Masz nadzieję, że się z nim nie spałaś. Niestety nadzieja matką głupich. No, a ty jesteś głupia. Dlaczego się na to zgodziłaś? Dlaczego nie zaprotestowałaś gdy był jeszcze czas? Dlaczego? Miliony myśli przelatują ci przez głowę. Nie możesz wydusić z siebie słowa. Dragan podaje ci szklankę i tabletkę jakby czytał ci w myślach.
- My naprawdę to zrobiliśmy? - pytasz go z lekkim wyrzutem w głosie.
- Myślałem, że tego chcesz. Mogłaś zaprzeczyć.
- Człowieku, byłam pijana.
- Podobno po pijaku człowiek robi rzeczy, których nie zrobiłby będąc trzeźwym. No ale powiedz. Aż tak źle było.
- Idź już bo się na trening spóźnisz. I pamiętaj. Nikomu ani słowa co się wydarzyło.-sprytnie uciekasz od tematu.
Ubiera się i wychodzi. Zostawia cię samą z milionem myśli. Uświadamiasz sobie, że Dragan nie jest ci obojętny. Ba nawet jest kimś więcej niż mogłabyś się tego spodziewać.
Idziesz do łazienki po to, aby zmyć pozostałości po wczorajszej nocy. Ciepła woda koi twoje ciało. Tabletka powoli zaczyna działać i pozbywasz się natrętnego bólu głowy. Po skończonej porannej toalecie idziesz do kuchni w celu zrobienia śniadania. Niestety nie jest ci to dane, ponieważ słyszysz dzwonek do drzwi. Otwierasz. Widzisz Cristiana szczerzącego się jak głupi do sera.
- Cześć, ubieraj się. Idziesz ze mną na trening.
-Zapomnij nigdzie nie idę.
-A co ty taka z krzyża zdjęta?
-Po prostu źle się czuję.
-Co się stało?
Cholera. Ten to zawsze wie, że coś się musi stać. Idziesz do salonu. Savani grzecznie za tobą idzie licząc na odpowiedź na wcześniej zadane mu pytanie. Niestety, oby się nie przeliczył. Podchodzi do ciebie i przytula. Tak poprostu tego ci trzeba. Przytulenia bliskiej osoby. Dajesz upust wszystkim emocjom, jednak nic mu nie mówisz. Nie chcesz, żeby wiedział. Nie chcesz aby ktokolwiek wiedział. Po wszystkim uśmiechasz się szczerze. Jest ci lepiej. Lepiej, ponieważ masz przy sobie człowieka, którego traktujesz, jak starszego brata.
- Miłość, Cristian. Miłość. - wkońcu wypalasz.
-To komu mam sprać tyłek? Znowu twój były?-Na te słowo nie reagujesz. Szczerze masz gdzieś Roberta. I nawet dobrze. Nie kochasz go. Czy kochałaś? Nie wiesz, czy można to było nazwać kochaniem drugiej osoby. Już prędzej zauroczenie, fascynacja. Szczerze? Cieszysz się, że nie doszło do tego ślubu.
-Nie to nie on. Idź już, bo na trenig się spóźnisz.
Wychodzi i zostawia cię samą.
-Nareszcie-myślisz na głos.
W końcu możesz pobyć trochę w samotności. Z dala od ludzi. Włączasz muzykę i robisz tosty. Siadasz na kanapie wcześniej spiewając znaną ci piosenkę. Po zjedzeniu śniadania sprzątasz. Mija kilka godzin a ty zmęczona padasz na kanapę i zasypiasz.
Stoisz na ślubnym kobiercu ubrana w ślicznę białą suknię. Obok ciebie stoi uśmiechnięty Dragan. Składacie sobie przysięgi małżeńskie, że się nie opuścicie aż do śmierci. Wkładacie sobie obrączki na serdeczne palce. Po chwili łączycie się w długim i namiętnym pocałunku. Ale takim pocałunku, którym rozpoczynacie nowe życie. Nowe życie, razem.
Zdezorientowana budzisz się.
-Boże, ja zwariowałam. - mówisz na głos. Patrzysz na zegarek : 16:00.
-No błagam. - idziesz otworzyć drzwi, ponieważ ktoś zawzięcie się do nich dobija. To co widzisz sprawia, że stajesz jak wryta z otwartą buzią. Czegoś takiego się nie spodziewasz. Od nikogo. Nigdy.
                                            ***
Witam Was witam. Po pierwsze chcę Wam życzyć zdrowych i pogodnych świąt (mimo że już się kończą, no prawie).
Po drugie co chcielibyście w tym opowiadaniu zmienić. Chodzi o to czy wolicie, żeby to opowiadanie skończyło się dobrze czy źle :D
I po trzecie : Kto wygra finał według Was? ZAKSA czy Resovia? :D
Jak czytasz to coś na górze to zostaw po sobie mały znak w postaci komentarza. To pomaga pisać, uwierz :)

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 3.

Z przerażeniem wybiegasz z samochodu. Widzisz leżacego na ulicy Roberta, który śmieje się w najlepsze. Jest pijany. Kompletnie pijany. Całe szczęście, że Ivan w odpowiednim momencie zauważył leżącego na jezdni człowieka. W pamięci masz scenę jego zdrady, waszej kłótni. Ale mimo to postanawiasz mu pomóc. Drażni cię woń alkoholu. Razem z Zaytsevem odwozicie Roberta do jego domu. Przy okazji zabierasz swoje rzeczy nie zważając na sprzeciwy Polaka. Gdy opuszczasz dom, w którym miałaś zamieszkać za trzy miesiące robi ci się trochę żal. Przez łzy widzisz go ostatni raz. Nigdy go już nie zobaczysz. Przynajmniej masz taką nadzieję. Chcesz zerwać z tamtym życiem i zacząć nowe lepsze.
Miesiąc później
Znalazłaś uroczą kawalerkę niedaleko twojej uczelni. Dokładniej około piętnastu minut drogi. Cóż nie będziesz przynajmniej zanieczyszczać środowiska pokonując trasę dom - uczelnia, uczelnia - dom samochodem. Z chłopakami widujesz się prawie codziennie. Szczególnie ostatnio zbliżyłaś się do siebie z Draganem. Aż za szybko. Czujesz, że możesz mu powiedzieć o wszystkim.
Razem z Travicą siedzicie i gadacie. Użalacie się nad sobą i nad swoim życiem. Topicie swoje smutki w alkoholu. Opłakujecie razem swoje nieszczęśliwe miłości. Po chwili Dragan po prostu się do ciebie przytula. Dobrze ci w jego ramionach. Aż za dobrze. Po chwili czujesz ciepło jego warg na swoich. Nie protestujesz. Wiesz, że nie myślisz trzeźwo, ale w to brniesz. Całuje powoli, ale namiętnie. Po chwili pocałunki stają się coraz bardziej zachłanne. Wasze języki połączyły się w tańcu. Po upływie kilkunastu chwil odssysacie się od siebie. Patrzysz w jego brązowe tęczówki i widzisz rosnące pożadanie. Aby go sprowokować przygryzasz dolną wargę i patrzysz na niego pewnym wzrokiem. Nie musisz czekać długo na odpowiedź z jego strony. Bierze cię jak mąż nowo upieczoną żonę i przenosi do sypialni, po drodze rozpinając guziki twojej koszuli. Nie pozostajesz mu dłużna. Szybko pozbywasz się jego bluzki pod którą skrywa swój umięśniony brzuch. Gdy dotarliście rzucił cię na łóżko i z prędkością światła ponownie wpił się w twoje usta. Równie szybko pozbywacie się pozostałych części garderoby. Drażni się z tobą całując każdy milimetr twojego ciała. W upragnionej chwili łączy was w całość. Jest ci wtedy cholernie dobrze. Porusza swoimi biodrami raz wolniej, raz szybciej. Po chwili przepływa przez was fala szczęścia. Zmęczeni, ale zadowoleni opadacie obok siebie i normujecie swoje oddechy. Po chwili odpływacie w krainy Morfeusza.
                                                   ***
Rozdział jakiś taki wyszedł. Wiem, że krótki. Następny będzie dłuższy. Wiem, że jestem niewyżyta seksualnie, ale nic na to nie poradzę skoro uwielbiam tak pisać i uwielbiam tak czytać. *.*
Jeśli już tu jesteś, zostaw po sobie mały znak w postaci komentarza. Niby nic, a jednak o wiele lepiej pisze się kolejne rozdziały. :)

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 2.

Z przerażeniem mu się przyglądasz. Koszmarowi sprzed dziesięciu lat. Człowiekowi, który mało by cię nie zgwałcił. Tylko nurtuje cię teraz jedno pytanie. Jak on do jasnej cholery cię tu znalazł. Przecież siedział kilka lat w więzieniu. Może twoja kochana przyjaciółeczka dała mu informacje o tym gdzie jesteś i gdzie pracujesz, studiujesz. Wrócił pewnie by dokończyć to co zaczął. Tego nikt nie wie oprócz niego. Nie chcesz żyć przeszłością. Odwracasz się i biegniesz, ale wpadasz w czyjeś silne ramiona. To Cristian. Oddychasz z ulgą chociaż wiesz, że nie będziesz już nigdzie bezpieczna skoro znalazł cię na końcu Europy. Savani wrócił się, ponieważ zapomniał telefonu. Zostawił go u ciebie na szafeczce przy łóżku. W duszy wychwalasz Boga, odmawiając wszystkie dziękczynne modlitwy jakie tylko znasz. Odwracasz się i widzisz, że go już nie ma. Może to był ktoś cholernie podobny. Może miałaś tylko jakieś zwidy. Może jesteś jakaś przewrażliwiona widząc cholernie wysokiego blondyna o podobnych rysach twarzy. Idziecie razem z Cristianem do pokoju po jego telefon komórkowy. Nieśmiało zerkasz jeszcze raz w tamtą stronę, aby się upewnić. Nie to napewno nie on. Po chwili tajemniczy gostek podchodzi do Savaniego i się z nim wita. Jak gdyby nigdy nic stoisz z otwartą buzią nic nie mówiąc. Zamurowało cię. Blondyn podchodzi do ciebie, wcześniej całując twoją rękę wita się również z tobą.
- Jestem Ivan, a ty? - mówi ze swoim szelmowskim uśmiechem.
- Nina - odpowiadasz.
Rozmawialiście jeszcze przez chwilę. Potem poszli zostawiając cię samą w osłupieniu.
Przez kolejne trzy dni przychodzili do ciebie Ivan i Cristian. Poznaliście się bardziej. Zachowywaliście się jak najlepsi przyjaciele. Jakbyście się znali z kilka lat, a nie trzy dni. Po twoim wyjściu ze szpitala przygotowali dla ciebie niespodziankę.
Aż w końcu nadszedł ten dzień. Około godziny dwunastej wpadł do ciebie Cristian. Podjechaliście do ciebie do domu. Zdążyłaś tylko zostawić torbę, którą ci przywiózł. Tak wiesz, że to głupie, że dałaś mu swoje klucze do mieszkania, ale nie miałaś innego wyjścia. Zaufaliście sobie bardziej. Z każdym dniem te zaufanie rosło. Włoch zabrał cię do hali sportowej. Tak do hali sportowej. Doskonale wiedział, że nie znosisz sportu, ale oczywiście musiał zabrać cię w miejsce, którego najzwyczjaniej w świecie nie lubiłaś.
- Pracują tu? - nie no przecież to niemożliwe, gdyby u pracowali to siedzieli by tu kilka godzin dziennie. Zostawił na około 10 minut samą pod pretekstem pójścia do toalety. Gdy wrócił, zobaczyłaś nie tylko Christiana, ale kilku a może nawet kilkunastu dwumetrowych facetów. Twoja mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. To siatkarze? myślałaś. W końcu zobaczyłaś Ivana i Cristiana w towarzystwie przystojnego bruneta.Znajomi dali ci znak, abyś do nich podeszła. Niepewnym krokiem idziesz. Masz nadzieję, że to jakiś dziwny sen i zaraz z niego się wybudzisz. Lecz nie to twoi znajomi zrobili ci niespodziankę pokazując, że tak naprawdę są siatkarzami. Przedstawiają cię innym, ale ty zapamiętałaś tylko jednego.
- Jak ci na imię? - patrzy na ciebie swoimi pięknymi brązowymi oczyma. Zawsze miałaś do takich słabość. I jeszcze ten uśmiech. Hmm.
- Nina, a ty? - odpowiadasz szczerząc się jak głupi do sera.
- Dragan. - nietypowe imię, ale to Włochy. Tu wszystko jest nietypowe.
Razem z Draganem rozmawiało ci się świetnie. Nie poznałaś jeszcze nikogo takiego, z kim mogłabyś rozmawiać o tylu rzeczach naraz.
- Czekaj, nie mam nawet twojego numeru telefonu. - krzyczy gdy opuszczasz halę w towarzystwie Ivana.
- Czuję, że się jeszcze spotkamy - puszczasz mu oczko i ze szczerym uśmiechem grzecznie trepczesz za Zaytsevem.
- Spodobał ci się - jak gdyby nigdy nic wypala.
Czujesz jak się czerwienisz. Czujesz jak delikatne rumieńce oblegają twoją twarz.
- Oj tam zaraz odrazu spodobał.

Czujesz, że właśnie spotkałaś kogoś innego. Kogoś wyjątkowego. Tego jedynego? Czas pokaże. Z rozmyślań wyrwał cię pisk opon zatrzymywanego samochodu.
                                                      ***
Dedykacja dla Karolci. Proszę jest Zaytsev. :D
Jeśli już tu jesteś zostaw po sobie mały znak w postaci komentarza.
Dziękuję :)

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 1.

Przez ból twój organizm odmawia posłuszeństwa. Zwijasz się z bólu na chodniku. Po paru chwilach, choć dla ciebie trwały wieczność, ktoś przychodzi z pomocą.
- Co się dzieje? - pyta z troską. Lekko otwierasz oczy i widzisz jego zmartwioną twarz. Z pewnością teraz odgryzłabyś mu się za pytanie godne wysokiego poziomu inteligencji.
- Boli, mocno boli... - mówisz i czujesz jak nieznajomy bierze cię na ręce i zanosi do swojego samochodu.Ma ładne perfumy. Rozmyślasz. Skądś go znasz. Ale za cholerę nie możesz sobie tego przypomnieć. Napewno nie teraz. Z prędkością równą prędkości światła dojeżdżacie do szpitala.
- Na ginekologię - niemalże krzyczysz do nieznajomego czując kolejny skurcz. Co z dzieckiem? Tysiące myśli przebiegają ci przez głowę. A co jeśli poronię? Nie błagam. Nie chcę tracić tej małej istotki, którą noszę pod sercem. Proszę niech to nie będzie nic poważnego. Proszę. Po chwili leżysz na sali szpitalnej. Lekarze i pielęgniarki badają cię. Nieznajomy dalej stoi i wszystkiemu się przypatruje. Po nawet nie wiesz ilu minutach wszystko się normuje. Dla ciebie była to jakby wieczność. Nie czujesz tego bólu. Jakby wszystko się zatrzymało. Jakby wszystko było jak dawniej.
Z nieciepliwością czekasz na informacje dotyczące twojego dziecka. Po kilku minutach wchodzi lekarz.
- Niestety pani Nino, ale nie dało się uratować nam pani dziecka. Bardzo nam przykro. - mówi swoim płynnym włoskim.
Cios. Potężny cios rozbija twoje serce na tysiąc małych kawałeczków. Nie masz tej małej istotki pod sercem, na którą czekałaś z niecierpliwością. Nie masz ukochanego, na którym mogłaś polegać do czasu, aż cię nie zdradził. Rodzice? Rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym pięć lat temu. Kilka miesięcy po wypadku przeprowadziłaś się do Maceraty i rozpoczęłaś studia medyczne. Teraz czujesz się dokładnie jak pięć lat temu. Nie wytrzymujesz. Płaczesz. Włoch wchodzi do ciebie do sali i próbuje cię pocieszyć. Chociaż i tak nic nie jest w stanie ci pomóc. Potrzebujesz kogoś bliskiego, a nie nieznajomego poznanego na ulicy. Po kilkunastu minutach milczenia wychodzi, zostawiając cię samą. Gdy przekracza próg drzwi odwraca się i pyta cię:
- Jak masz na imię? - spoglądasz na niego jak na idiotę. Kto w takim momencie pyta o imię. Nie masz ochoty się sprzeczać więc jak grzeczna dziewczynka odpowiadasz mu:
- Nina, a ty?
- Cristian. Miło cię poznać. Wpadnę jutro. Patrzysz na niego spod byka i pokazując, że chcesz zostać sama, wychodzi. Wtedy nie wytrzymujesz. Płaczesz jak dziecko, które zdarło sobie kolano, przewracając się na chodniku. Płaczesz jak sześcioletnia dziewczynka, której właśnie zabrano ulubioną lalkę czy lizaka. Płaczesz w poduszkę. Dajesz upust wszystkim emocjom. Masz ochotę wybiec stamtąd jak najdalej. Gdyby nie wszystkie kabelki, które utrzymują cię przy życiu, uciekłabyś. Uciekłabyś znowu do innego kraju. Nie masz przecież po co i dla kogo żyć. Nawet nie wiesz kiedy zasypiasz. 
Następnego dnia budzi cię czułe głaskanie po policzku. Masz wrażenie, że to jakby inny lepszy świat. Niestety otwierasz oczy i widzisz pokój szpitalny. Po prawej twarz zatroskanego Cristiana. Po co tu przychodzi? Nie może dać mi świętego spokoju? Dlaczego? Tysiące myśli przelatują ci przez głowę. Oczekujesz na jakąkolwiek wypowiedź z jego strony, a on tylko ci  się przypatruje. 
- Lekarz mówił, że za 3 dni możesz wyjść ze szpitala.
I nie wiesz czy się śmiać, czy płakać. Cieszyć się,że wychodzisz z miejsca, w którym nie lubiłaś przebywać jako pacjent, czy płakać, że gdyby nie wczorajsza sytuacja za osiem miesięcy byłabyś szczęśliwą matką.
Włoch nie wie co powiedzieć. Troskliwie przyciąga cię do siebie i pozwala abyś wykrzyczała mu jak bardzo nienawidzisz facetów. Żebyś dała upust wszystkim emocjom.
- Już cicho, spokojnie. Wszystko będzie dobrze...
- Jak może być wszystko dobrze skoro wczoraj straciłam i dziecko, i narzeczonego? No jak?
Nic nie odpowiada. Żegna się z tobą mówiąc, że musi wracać do pracy. Idziesz do łazienki. Panujesz nad emocjami. Do momentu, gdy na korzytarzu pojawia się on. Największy koszmar. Chcesz uciec, ale nogi robią ci się jak z waty. Za późno. Już cię zauważył. To koniec.
                                                      ***

Specjalna dedykacja dla Igi. Chciałaś, masz Savaniego :*
I pamiętaj, że boczek musi być świeży :D